Obrazek: Słoneczny dzień kwietnia. Nasz młodszy syn ma 2,5 roku. Nie umie jeszcze zasnąć bez smoczka. I robi w pieluchę. Ale kiedy idziemy na spacer nad staw nie biegam za nim i nie trzymam za rękę. Maszeruje sam, w swoim tempie i boso, w dużej odległości od wody. Wie, że woda jest zimna i będzie nieprzyjemnie wpaść, bo kilka razy był już umoczony w kałuży. Bierze patyk, prosi o jakiś sznurek- chce jak starszy brat łowić ryby. Starszemu jednak nie można przeszkadzać, była już o to kłótnia kilkanaście minut temu. Zamiast stawu dobrym miejscem okazuje się płytki rów, tuż obok. Nie ma spławika i haczyka? Przynosi szyszkę, którą pomagam zamocować na końcu sznurka. Odchodzi ode mnie na kilkanaście metrów i zarzuca swoją wędkę. Wie, że w razie potrzeby jestem wystarczająco blisko. Ufa sobie. Wie, że jak będzie ostrożny, nie wpadnie do wody. Czuje się bezpiecznie. Widzi, że jestem o niego spokojna, skoro uśmiecham się i zaraz idę układać drewno na ognisko.
Moczy w skupieniu szyszkę w rowie. Za chwilę krzyczy w moją stronę z trudnym do udźwignięcia przez jego dziecięcy głos entuzjazmem: „Mama, słysys jak ptaski śpiewają, no jak śpiewają!!!”
O swobodzie, która dla mnie jest jedną z ważniejszych wartości, pisałam w poprzednim poście (możesz go przeczytać tutaj). Dziś chwila refleksji nad tym, jakie zalety dostrzegłam z dawania dzieciom dużej wolności, szczególnie podczas zabawy w terenie.
-
Dzieci uczą się ustalać zasady.
Nie tylko same ustalają zasady, wg których będą coś wspólnie robić (nie musi być to zabawa ze wcześniej opracowanym scenariuszem, może być choćby kopanie dołka czy bieganie między drzewami) ale też uczą się, że zasady można zmienić i dostosować do swoich potrzeb. Pewnie, że przy małych dzieciach jak nasze, te negocjacje są często okrzyczane i opłakane. Ale to nie powód, bym im nie pozwalała i narzucała, jak powinny się bawić. Im wcześniej nauczą się dogadywać z ludźmi, tym wcześniej ja im nie będę potrzebna do pośredniczenia w relacjach.
-
Uczą się ponoszenia konsekwencji swoich decyzji.
Z tym, jak obserwuję, wielu dorosłych ma problem. A ja wierzę, że im wcześniej nauczymy dzieci przewidywania następstw swoich wyborów czy też ponoszenia ich (często przykrych) konsekwencji, tym lepiej. Samodzielne podejmowanie decyzji bez oglądania się na rodziców i otwartość na to, co może nastąpić to według mnie pierwszy krok do samodzielności życiowej. Jest wiele momentów, kiedy informuję o możliwych następstwach działania, jednak wybór często pozostawiam w ich rękach.
– Chcesz wspiąć się na ten konar? Jest wysoki. Jeśli z niego spadniesz możesz się uderzyć. Ja Cię podsadzę i mogę Cię trzymać za rękę. Chcesz?
Często nie chce, by go trzymać. Więc rozglądam się po ziemi, by nie było tam nic ostrego, co może wbić się w miękką pupę i asekuruję jego kroki. Zazwyczaj nie spada….
-
Buduje się ich poczucie własnej wartości.
Dlaczego dorosły, nawet taka mama, ma mieć lepszy pomysł na zabawę dziecka, niż dziecko może mieć samo? Dlaczego to mama ma wskazywać mi drogę, powiedzieć co dla mnie jest dobre, co złe, co jest ciekawe, co ciekawe nie jest? Mama decydując o mnie pokazuje mi, że nie umiem i nie wiem wystarczająco wiele, by samemu o sobie decydować. Jeśli mama mi pozwoli, to znaczy, że we mnie wierzy.
Dzięki swobodzie w zabawie dzieci uczą się, że mają wszystko, co potrzeba, by o siebie i innych zadbać. Wzbogacają swoją wiedzę i zbierają własne doświadczenia. Stają się coraz bardziej pewne siebie.
-
Trenują zaufanie.
To dla mnie najważniejsze w całej historii o swobodzie. W zabawie dzieci trenują zaufanie do świata (’bezpiecznie jest w tym miejscu’), zaufanie do siebie nawzajem i do mnie (’mama tu jest, na wypadek, gdyby coś się stało, nawet jeśli jej teraz nie widzę’; 'brat mi pomoże, zareaguje gdy będzie mi potrzebna pomoc’) oraz zaufanie do samego siebie (’wiem najlepiej, czego potrzebuję i co jest dla mnie dobre’).
Moje dzieci, a myślę, że nie różnią się tym od innych, urodziły się z olbrzymią ufnością. To dar. My-dorośli, często nazywamy to niesłusznie „dziecinną naiwnością”. Umiecie sobie jednak wyobrazić świat, w którym wszyscy ufamy sobie nawzajem tak jak kilkuletnie dzieci? Chciałabym żyć w takim świecie….
-
Rozwijają swoją kreatywność.
Upominanie dzieci, dawanie im rad, korygowanie, wyznaczanie zbyt ciasnych granic i określanie z własnej perspektywy, co się da, a czego się nie da zrobić, i jak w ogóle wszystko robić, to dla mnie ciężkie grzechy, które mogę popełnić jako mama. Często się łapię na nich w domu. Jednak w lesie czy na łące dzieje się magia- ja sama nie wiem, co można zrobić z tego patyka czy z tej szyszki, ani co się stanie, gdy sięgną rękami po błoto do kałuży, więc nijak nie nasuwa mi się, by im cokolwiek podpowiedzieć. A ile możliwości daje zabawa wodą w czasie deszczu….Są wolni. Doświadczają. Testują nieoczywiste połączenia. Odkrywają.
-
Stają się zaradne.
To efekt wszystkich powyższych.
Antek (l.6) …..dwa dni temu kompletnie uciapał swoje sandały, wpakował się do błota przy stawie. Gdy wrócił do domu, ja tylko z głębokim przejęciem powiedziałam: „Rety Antek, ale masz brudne buty!” i nie zajmowałam się tym więcej. Za ok 10 min przynosi na taras czyste, choć całkiem mokre sandały.
– Antek, co się z nimi stało?
– Umyłem na jutro. Lecę się pobawić, pa!
Wiecie jaka jest największa dla nas, rodziców, zaleta z dawania swobody dzieciom? Po prostu mamy więcej czasu dla siebie 😉