Od tygodni obserwuję swojego 9-letniego syna w czasie jego szkoły online i szukam zachwytu. Jeszcze nie znalazłam. Jest tam na pewno zainteresowanie. Szczególnie tym, jak się uruchamia poszczególne programy w laptopie, z którego nigdy wcześniej nie korzystał. Widzę też trochę, a momentami sporo, wypracowanej dyscypliny. Jeszcze chęć współuczestnictwa. Radość na widok kolegów i nauczycielki. Raz zauważyłam trochę stresu (sprawdzian online). Ale do zachwytu szczęścia nie miałam.
Widziałam za to pasję w oczach, jak wkręciła go seria „Piraci z Karaibów”. Łyknęliśmy wszystkie 5 części w jeden tydzień. Płakaliśmy i śmialiśmy się razem. Efekt był taki, że Antek wyciągnął z półki dawno nie oglądane „Mapy” Mizielińskich, namierzył Morze Karaibskie, w encyklopedii poczytał o Krzysztofie Kolumbie i dowiedział się, że dziś też są statki pirackie. A że gra dwa razy w tygodniu z dużo starszym kuzynem w jakąś strategiczną grę, której akcja toczy się w XVw. to przy okazji zbadał, jak wyglądała wówczas mapa Europy i świata. I wreszcie zrozumiał, co znaczy, że państwo jest niepodległe. 4 lata klepania patriotycznych wierszyków ani oglądania relacji z różnych wydarzeń 11 listopada nie zadziałały tak dobrze na niepodległość, jak wirtualna próba podbicia Szkocji, bo akurat grał Anglią.
Nie daję rady Michała zachęcić do ćwiczeń w kartach pracy. Ale za to z błyszczącymi oczami biega po lesie w poszukiwaniu patyków w kształcie liter. Najnowsza zdobycz to „M”.
Ten dualizm nie daje mi spokoju.
Odszkalnianie
Myślałam, że odważny telefon do wychowawczyni i miła rozmowa o tym, że syn nie będzie robił wszystkich prac domowych i będzie się łączył niesystematycznie, załatwi temat. Opowiedziałam, jak zadbam o to, by realizował podstawę programową. Na naszych zasadach. Pomysł był dobry.
Ku mojemu zaskoczeniu Antek jednak chętnie łączył się kolejne dni z klasą online, po czym schodził na dół i opowiadał, co jest zadane. A ja nieświadomie wpadłam w pułapkę, którą mam wrażenie wpadli niemal wszyscy polscy rodzice i tylko dzięki temu, ten pomysł szkoły online w tak szybkim tempie mógł być wdrożony: TO JA POCZUŁAM SIĘ OCENIANA.
Przerażające odkrycie.
Aby się uwolnić, potrzebowałam słów wzmocnienia. Intuicyjnie sięgnęłam po malutką książeczkę Andre Sterna, a w niej przeczytałam:
„Musimy zweryfikować przekonania, w myśl których do tej pory działaliśmy. I nie ma w tym nic złego. Wręcz przeciwnie: to szczęście, że człowiek się zmienia, gdy pogłębia swoje rozumienie (…) Zależność odkryta w wyniku badań prowadzonych przez współczesnych naukowców jest prosta i jednoznaczna: entuzjazm działa jak nawóz. To, czym się zachwycamy, powoduje szybki i spontaniczny rozwój odpowiednich części mózgu. Entuzjazm jest kluczem do wszystkiego. Dodaje nam skrzydeł, uwalnia od wszelkich przeszkód. Gdy się zachwycamy, wszystko staje się osiągalne, a uczenie się przebiega samoistnie.”
„Siewcy Entuzjazmu. Manifest Ekologii Dzieciństwa”, Andre Stern, wyd. Element, 2014.
Rewolucja
A co by się stało, gdybyśmy potraktowali tę sytuację, jako wspaniałą okazję do wprowadzania zmian w naszym myśleniu o edukacji? W myśleniu o szkole? Wykorzystali ten moment na nawiązanie relacji z nauczycielem? Na zainspirowanie go?
Wiem, że taka postawa wymaga naszej energii i zaangażowania, na co w tym momencie niewielu z nas może sobie pozwolić. Mamy różne sytuacje, różne zasoby. I różne szkoły – absolutnie wiem, że niektórzy nauczyciele działają online bardzo dobrze (pewnie dlatego, że i offline działali wspaniale) i z radością czytam i słyszę o tych historiach, kiedy dzieci tęsknią za szkołą. A szkoła za dziećmi. Zazwyczaj są to alternatywne szkoły, już działające niestandardowo.
Śmiem jednak twierdzić, że dominujący u nas pruski system szkolny, o którego przetrwanie w tej sytuacji zabiegają tysiące ludzi, od ministerstwa, przez kuratoria, po dyrektorów szkół i nauczycieli a nawet większości rodziców, staje się ofiarą pandemii. Na szczęście!
A ja wybieram, by nie ratować tego pacjenta. Nie przeznaczać swojej energii na utrzymanie przy życiu tej wersji szkoły, w którą nie wierzę.
Jeśli edukacja w naszym domu, to na naszych zasadach.
Krok po kroku
Chcę się podzielić z Tobą drogą, jaką sama przeszłam w ciągu ostatniego miesiąca. I tak: chcę Cię zachęcić do zbuntowania się przeciw szkole w tej wersji. Z jej oderwaniem od życia. Brakiem miejsca na pasję. Ciągłym karaniem i nagradzaniem. Zachęcam cię do łagodnego buntowania się w empatycznej relacji ze sobą, dzieckiem i nauczycielem.
Krok 1: Zainspiruj się. Uwierz, że inna edukacja jest możliwa.
Myślę, że i to da się szybko zrobić. Jeszcze nigdy tak nie szumiało w sieci od webinarów i spotkań online z ekspertami edukacji. Ja zaglądam co jakiś czas na webinary Magazynu Kreda oraz Edu-Klaster. Może i Ty znajdziesz coś dla siebie.
Podaję Ci także listę książek, które wywróciły zupełnie moje myślenie o edukacji. Link do artykułu tutaj.
A jak uwierzyć szybko w to, że inna edukacja jest możliwa? Bardzo prosto. Pomyśl o ostatniej ważnej rzeczy, jaką się nauczyłaś/nauczyłeś i jakie warunki temu sprzyjały. Szybko okaże się, że to nie tylko możliwa ale tez jedyna możliwa metoda, aby człowiek się skutecznie uczył.
Dla mnie to jest doświadczenie rocznego kursu NVC (non-violent communication). Po prostu jaram się tym tematem. Mam tam wolność uczestnictwa. Mam bardzo szybkie przełożenie na praktykę, na życie. I zupełnie bez obwiniania siebie mogę nie pojawić się na zajęciach, kiedy nie mam na to siły.
Krok 2: Przyglądaj się sobie i dzieciom.
Poszukaj odpowiedzi na te pytania:
❓Czy to, co teraz szkoła oferuje w wersji online nam służy?
❓Na co mam zgodę?
❓Na co się nie zgadzam?
❓Czego tak naprawdę potrzebuje moje dziecko?
❓Czego ja potrzebuję?
Mnie olbrzymią ulgę przyniosło, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że nie chcę swoją energią podtrzymywać szkoły w tej wersji. Nie jestem w stanie wejść w rolę nauczyciela ani funkcjonariusza szkoły. To się kłóci z tym, w co wierzę, w to, co chcę kreować. Nie chcę w domu mieć napiętej atmosfery o jakieś zalegające zadania. To, co teraz najbardziej chcę zrobić, to rozpalić w dzieciach ciekawość świata i pokazać im, jak może wyglądać alternatywna edukacja – poprzez gry, pieczenie ciasta czy struganie łuku choćby!

Krok 3: Postaw się w roli nauczyciela.
Oni naprawdę robią najlepiej, jak w tej sytuacji potrafią. Jedni podejmują decyzje i działania, które Ci odpowiadają, inni nie. Warunki pracy nauczyciela są bardzo trudne. Większość z nich nigdy nie pracowała zdalnie. Towarzyszy im niepewność finansowa (tak tak, nauczyciele nie mają pewności na jakiej podstawie będą wynagradzani za pracę w warunkach online), niepewność, czy robią to dobrze (jak będą „rozliczani” przez dyrekcję).
Mnie bardzo pomaga myślenie o tym, jak ja bym się czuła, gdyby nagle wszyscy rodzice z klasy patrzyli mi na ręce, kiedy prowadzę lekcję i wysyłali potem krytyczne sms. Na samą myśl, potrzebuję zrobić głęboki oddech.
Pomyśl o tym, czego nauczyciel od Ciebie teraz potrzebuje? Czy możesz mu to teraz dać? (u mnie to było zapewnienie nauczyciela, że syn robi postępy, choć pracujemy innymi metodami- nie realizujemy podręcznika).
Krok 4: Uwierz, że masz wybór i wpływ. Poczuj motywację.
To klucz. Rety, jak świat wyglądałby inaczej, gdybyśmy wszyscy wierzyli w swoją sprawczą moc <3
Powiesz, że ja z natury mam lekkość działania dla innych. Łatwość w wyszukiwaniu nowych rozwiązań i odwagę, by wyjść z pomysłem do innych ludzi. No ok. Tak mam. Wzmacniałam tę swoją cechę latami.
Ale! Myślę o tym, że jeśli rodzic widzi, że szkoła staje się problemem dla dziecka, to motywacji do działania mu nie zabraknie. Bo jeśli siedzisz z pierwszoklasistą czwartą godzinę nad ortografią, bo pani tyle zadała, to nie wierzę, że nie widzisz krzywdy, jaka tu się dzieje.
Krok 5: Stań za sobą. Stań za dzieckiem. Zrób coś.
Co by to miało być?
U mnie, to był moment, w którym zadzwoniłam do nauczycielki i opowiedziałam, jaki mam stosunek do tego, co się dzieje i jak syn będzie w tym uczestniczył. Drugi moment, kiedy innemu rodzicowi w klasie dodałam otuchy i zachęciłam, aby też zadzwonić do nauczycielki i podzielić się swoją rodzinną sytuacją, która bardzo odbija się na jakości pracy dziecka.Trzeci – gdy zebrałam materiały o edukacyjnych projektach i filmach i wysłałam nauczycielom moich dzieci.
Może pierwszym Twoim ruchem też będzie porozmawianie z nauczycielem? Opowiedzenie, jak dziecko w tej sytuacji się odnajduje? Z czym ma trudność? Może z ilością materiału? Może z formą? Może warto powiedzieć wprost, że zadania są dla dziecka po prostu nudne i nie potrafisz go zmotywować do pracy? To moim zdaniem wspaniała informacja zwrotna, która może wywalić system od środka 😉
A może podeślesz nauczycielowi jakąś ciekawą stronę? Książkę?
Wspieram każdą próbę nawiązania rozmowy z nauczycielem, bo to co widzisz Ty, może okazać się niezwykle ważną informacją dla jego pracy i podejścia. To może zainspirować nauczyciela do zmiany sposobu pracy teraz, co będzie z korzyścią dla całej grupy dzieci. A być może wpłynie na sposób jego pracy w przyszłości? Ze wszech miar warto coś zrobić.

Mentalnie przeszliśmy na edukację domową
Odkąd mentalnie przeszliśmy na edukację domową jest mi lekko. W praktyce wygląda to tak, że Antek czerpie z lekcji online tyle, ile chce. Chce robić sprawdziany. Podręcznik do matmy robi w swoim tempie (czyli wyprzedza), czyta książki, jest trochę więcej w wirtualnym świecie grając z kolegami, których mu ewidentnie brakuje. Szukamy rozwiązania po środku, bo ja na prawdę nie chcę być dla syna żandarmem, jednak rozumiem, że pani chce widzieć jego postępy. Dlatego szukamy rozwiązań po środku. Usłyszałam od anglistki Antosia: „Zgadzam się, jeśli ustalimy, że Pani bierze odpowiedzialność za postępy syna”. Poszło mi w pięty. Tak, biorę odpowiedzialność! Jestem gotowa.
Dziś przygotowałam też wychowawczyni maila z dokumentacją (foto) pracy Antosia. Bardzo tego dużo. Choć nic z podręczników.
Kiedy pojawiają się myśli pełne wątpliwości, czy to dobra strategia, wracam do Andre Sterna.
„Gdy się zachwycamy, wszystko staje się osiągalne, a uczenie się przebiega samoistnie.”
15 Komentarze/y
Magdalena
Ehh, moja córka pójdzie za rok do szkoły, a ja już piekielnie boję się tego czasu. Dziecko z trudnościami w nauce mama solo polski system edukacji. Narazie widzę ciemność. Nie chcę by szkoła zniszczyła mi dziecko ?
Wielki Zachwyt
Znajdziecie najlepszą dla siebie ścieżkę. Tylko potrzeba uważności na siebie, na dziecko i na to co dzieje się dookoła. Szkoła nie jest czystym złem. I może macie jakiś wybór?
Bartosz
„Jeśli edukacja w naszym domu, to na naszych zasadach.” to zdanie podoba mi się najbardziej. My przeszliśmy na edukację domową od tego roku szkolnego i to była naprawdę dobra decyzja, szczególnie że wyprzedziła nieco obecną rzeczywistość.
Jako rodzice mamy siłę i możemy zmieniać rzeczywistość, uczmy się, obserwujmy i działajmy. Pojawia się w ostatnich latach sporo oddolnych inicjatyw edukacyjnych promujących przyjazną edukację – warto je wspierać. Kiedyś zdalna edukacja się skończy i dobrze byłoby wrócić do szkół z wizją ich zmiany.
Wielki Zachwyt
Myślę sporo o tej zmianie. Bo z jednej strony tak, z drugiej strony jednak wszyscy łatwo się przyzwyczajamy. Myślę, że kluczowe będzie pierwsze kilka miesięcy po powrocie. Widzę w środowisku rodziców poruszenie, ale czy jest podobnie np w kuratoriach? Kto ma zainicjować zmiany? Kiedy osiągniemy punkt krytyczny?
Bartosz
Zmiany są inicjowane oddolnie, ponieważ skąd urzędnicy mają wiedzieć jak powinna wyglądać edukacja? ktoś im musi to podpowiedzieć, dlatego niezmiernie ważne jest abyśmy jako rodzice podpatrywali najlepszych, np. szkołę w Radowie Małym i stawiali jako przykład możliwych zmian nawet w aktualnym stanie prawnym. Bardziej mamy do czynienia z blokadą mentalną niż prawną.
Z doświadczenia wiem, że gdy rozmawia się z nauczycielami, dyrektorami to mówią podoba mi się taka wizja edukacji, ale np, samorząd się nie zgodzi, albo kuratorium się nie zgodzi. Gdy rozmawiamy z samorządowcami to okazuje się, że oni jednak myślą podobnie, tylko dlaczego ze sobą nie rozmawiają? Myślę, że kuratoria też nie są takie straszne, tylko po prostu trzeba rozmawiać. Nas rodziców widzę właśnie w roli takiego łącznika środowisk, które na co dzień ze sobą się nie komunikują.
Wielki Zachwyt
Tak, też widzę, że zmiany ze str rodziców (oddolne) są bardzo ważne. Widzę to na własnym przykładzie. Dzięki za ten punkt o rodzicu jako łączniku. W ten sposób nie myślałam, skupiłam się na łączeniu tego trójkąta: rodzic/dziecko/nauczyciel, co już jest ogromną pracą 🙂 Zupełnie nie myślałam, aby dotrzeć do kuratorium, a faktycznie to tam są blokady najtrudniejsze. Hmm,…
Małgosia
Bardzo dziękuję za ten wpis.Mam podobne podejście, a jednak od kilku dni wisi nade mną coraz bardziej presja (pochodzi z różnych źródeł),że powinnam nad tymi wysyłanymi kartami pracy usiąść z dziecmi itp.I kiedy czuję tę rosnącą presję,to ten tekst staje się dla mnie oddechem.Spuszcza parę i napięcie.Czy można poznać co było w wysłanym do nauczyciela pakiecie filmów,materiałów edukacyjnych?;)Bardzo interesuje się tematem edukacji pozaszkolnej i może coś by mogło mnie ubogacić w tej kwestii.Byłabym bardzo wdzięczna.
wodawfirmie
Naprawdę dobrze napisane. Muszę podziękować za Twoje działania. Mam nadzieję, że będzie więcej takich wpisów 🙂 Po prostu super. Będę częściej zaglądał.
Wielki Zachwyt
Dziekuję 😉 a to jest jeden ze słabszych moich tekstów :)w mojej opinii. Zapraszam 🙂 na blogu wisi już moich tekstów sporo, można poszperać. W dziale Zachwyt w przedszkolu 🙂 o edukacji szczególnie.
Wojtek
Dziękuję, Basiu, za ten tekst! Zmotywował mnie do podzielenia się tym, co i u nas jest jakąś przepaścią nie do zasypania. Z trójką naszych dzieci w wieku szkolnym filia pruskiej szkoły w domu to kontrakt, którego nikt z nas nie podpisywał. Tego się trzymajmy 🙂
Wielki Zachwyt
Dzięki Wojtek 🙂 Dokładnie! nikt z nas nie został zapytany o zgodę ani nie zaprezentowano warunków tej współpracy 🙂 Powodzenia.
Anna
Atmosfera w domu, 16latki, buntownika, która się ucieszyła, że nie idzie do szkoły:
Pierwsze dni luzik, spanie, granie online, filmy. Potem szok szkoła się odezwała, wysyłają zadania, każą wypełniać i odsyłać, czytać, najgorsze: stawić się na konkretną godzinę! Mam telefon od v-ce dyrektorki: córka nie wysyła zadań. Poczta zasypana zadaniami od wszystkich, piszę wychowawcy maila, rozmawiamy. Zachęcam córkę jak tylko mogę, motywuje, proszę, tłumaczę – że to potrzebne w życiu (nie wierząc w to co mówię!!!) – ona tłumaczy, że jej to nie będzie potrzebne!!!. Ręce i szczęka opada mi na jej argumenty – ona ma rację. Rozmowa wchodzi na temat …. końca świata!!! (OMG co mam powiedzieć???) Odwołuję się na historię ludzkości, na Boga. Ona szuka, czyta biblię i daje mi odpowiedź …. uffff … pozytywną, JEST NADZIEJA.
Wielki Zachwyt
Az mnie ciekawi 😉 jaka jest ta pozytywna odpowiedź z biblii? Będzie koniec świata czy nie będzie?
Beata
Ale mi dobrze zrobił Twój wpis! Weekend na przemyślenia i inna strategia od poniedziałku…
Wielki Zachwyt
Daj znać 🙂 Co tam od poniedziałku się zadziało 🙂 ?