
Podarowałam Antosiowi scyzoryk. Bardzo ważny dla mnie scyzoryk, prezent od największego przyjaciela. Scyzoryk zwiedził ze mną wiele pięknych miejsc, był ze mną, kiedy pierwszy raz spałam w namiocie w czasie mrozu, gdy spałam pod gołym niebem i gdy pierwszy raz myłam się w górskim potoku zimą. Ważne w historii o scyzoryku jest to, że Antek ma 5 i pół roku.
„Przecież on się skaleczy”- mówi mąż. „Przecież wiem” – odpowiadam ja.
Stało się następnego dnia w lesie. Musiało się stać i wszyscy wiedzieliśmy o tym. Antoś tłumił w sobie płacz a ja jedyne, co powiedziałam to: „Możesz płakać jeśli chcesz, wiem, że Cię boli. Zaraz przestanie”. W kieszeni znalazłam poszarpane zasmarkane chusteczki, dały radę zatamować mały krwotok.
Antek za chwilę się uspokoił. Oniemiałam, gdy usłyszałam jego pierwsze słowa:
„Mamo, następnym razem powinniśmy zabrać też plasterki”. W dalszej rozmowie padło oczywiście, że chce być bardziej ostrożny, bo przecięcie boli i że będzie go wyciągał tylko wtedy jak będzie chciał coś kroić.
Podczas poprzedniej wycieczki do lasu trochę się zgapiliśmy i wracaliśmy już niemal nocą, bez latarek. Byłam spokojna, bo droga do auta była krótka. Wtedy doszliśmy do wniosku, że zawsze należy zabierać ze sobą do lasu latarkę. Do wniosku, że trzeba zabierać ze sobą plaster szybciej doszedł Antek niż ja. I to był ten moment, w którym poczułam jak przepływa przeze mnie ciepło i uczucie spełnienia- po to dałam Antkowi ten nożyk, właśnie po to, by zdarzyła się ta sytuacja i by wyciągnął z tej lekcji coś ważnego dla siebie.
Po co dawać dziecku scyzoryk?
Poczytałam trochę na temat rozwijana samodzielności dziecka i jaką wartość ze sobą niosą ryzykowne zabawy. Z jednej strony może się skaleczyć, co bardzo boli. Z drugiej strony dziecko uczy się jak sterować narzędziami i jak wykorzystać je do twórczej zabawy, przez co narzędzia te poszerzają możliwości tworzenia i odkrywania. Nie dają tego często jasno określone (ograniczone) zabawki (koparka do kopania, miś do przytulania). Ryzykowne zabawy, jak np. zabawy z nożykiem, mogą być bodźcem dla nowych pomysłów, mogą trenować skupienie, pewność siebie i odpowiedzialność. Pozwalając dziecku na robienie „niebezpiecznych rzeczy” (niebezpiecznych wg kogo?) wysyłamy mu także silny sygnał „Ufam Ci, dasz sobie radę”. A to przecież w budowaniu poczucia własnej wartości najpiękniejsze, co może usłyszeć mały człowiek.
Teorie na bok. Intuicyjnie czuję, że nie ja jestem od stawiania mu granic. Jestem od wspierania go w tych momentach, gdy podejmuje jakieś wyzwanie, choć nie zna wszystkich możliwych konsekwencji. Ja wiem co może się stać, ale wcale nie wiem czy się stanie, prawda? Nie mam serca mu powiedzieć „Nie wchodź, bo spadniesz!” albo „Zostaw, bo się oparzysz!”. Zdarzyło Ci się pociąć palce przy krojeniu chleba? Może zdarzyć się każdemu. To nie znaczy, że nie mamy kroić chleba.
Antek ma 5 i pół roku. Potrafi sam zapalić w kominku. I rozpalić ognisko. Dla młodszego brata przygotowuje też mleko, co wiąże się z zagrzaniem wody/mleka na kuchence. Na razie umówiliśmy się, że robi to tylko i wyłącznie w mojej lub męża obecności. Gdyby nie to, że nie chce mi się później sprzątać, to sam robiłby już naleśniki.
Moi rodzice- czyli dziadkowie Antka i Michała- straszą, że kiedyś sfajczy nam dom. A ja wiem, że w pozwalając mu na to wszystko, za jakiś czas będzie wiedział jak się zachować, gdyby ten dom się fajczył.