Po co iść z dzieckiem do lasu w grudniu? Przecież nie ma słońca, nie kwitną kwiatki, nie śpiewają ptaki. A w dodatku zimno. Dla mnie jednak ta pora roku to najlepszy moment na leśne wycieczki. Jest cicho. Przejrzyście. Z łatwością odnajduję nad głową gniazdo, które było do tej pory skrzętnie ukryte. Stąpam ostrożnie, bo jeszcze nie wszyscy poszli spać i łatwo nadepnąć na gąsienicę szukającą ostatniej dla siebie szansy. Lub grzyba, który zapragnął na własnej skórze poczuć, czym jest szadź. Pierwsze mrozy ujawniają niezliczoną ilość pajęczyn, zupełnie do tej pory niewidocznych. Dźwięk doktora dzięcioła roznosi się echem po całej przestrzeni. Dla mnie las o tej porze roku jest najbardziej intrygujący. Obnażony. I taki las uwielbiam poznawać z dziećmi. Podczas ostatniej wyprawy, mimo iż było -2st nie mogłam ich wyciągnąć do domu. Dlaczego? Pewnie dzięki dobrym ubraniom. Czuli pełen komfort i mogli skupić się na odkrywaniu i zabawie, a las o tej porze roku ich pochłonął.
Jak się ubieram?
Naiwny, kto myśli, że wystarczą takie ubrania, w jakich chodzi się na zakupy. Ja zakładam na siebie termoaktywną bieliznę i narciarskie skarpety. Spodnie w zależności od pogody: narciarskie (choć powinnam mówić snowboardowe, bo na nartach nie jeżdżę), buty trekingowe, które są ze mną od pierwszych lat studiów. Polary oraz kurtka: w zależności od pogody, cieńsze lub grubsze. I rękawice dwuwarstwowe z polaru lub narciarskie (snowboardowe). Gruba czapka. Ważne, by się ruszać jak dzieci- nie ma nic gorszego niż wyprawa zepsuta przez mamę, która ciągnie dzieci do domu, bo jest (tylko) jej zimno….
Marka „nieszkoda” dla dzieci
Na wierzchu wszystko musi być nieprzemakalne. I takie, które nie doprowadzi mnie do płaczu, a tym bardziej do złości, jeśli zobaczę ubrudzone lub podarte. Takie ubrania dają mi i dzieciom swobodę, która jest dla mnie bardzo ważna (o swobodzie napisałam tutaj). Najlepsza i jedyna używana przez nas marka ubrań dziecięcych to „nieszkoda”. Największy wybór na polskim rynku znajduję w second handach/szmateksach 🙂 Wybór spory, ceny atrakcyjne. I jest w duchu eco.
Kombinezon: ten, który widzicie na zdjęciu kosztował mnie 13zł. Michałek dostał puchową kurtkę w spadku po bracie, jest wysłużona, jednak bardzo ciepła i wygodna.
Rękawiczki: zabieramy kilka par, ponieważ dzieci uwielbiają grzebać i nigdy nie wiadomo, kiedy rękawiczka przestanie być sucha. Na tę porę roku najlepsze są nieprzemakalne.Te na zdjęciu są przecenione z zeszłego sezonu za 20zł.
Buty śniegowce: zainwestowałam ok.60zł w jednym ze słynnych sklepów z tanimi butami (bardzo dobry zakup, nieprzemakalne, porządnie ocieplone). Służą Antkowi drugi sezon. Michałek dostał swoje po starszym bracie.
Spodnie narciarskie: kupione na przecenie za 27zł.
Czapka i szalik: w zależności od pogody grubsze lub cieńsze.
Pod spodem koszulki, rajtuzy (używamy bawełnianych a nie z wełny merynosa, choć jak w wielu miejscach przeczytacie, bielizna z merino jest uznawana za najlepszą na outdoor. Może kiedyś zainwestuję). Gdy naprawdę zimno, nakładam im wełniane skarpety, przywiezione na pamiątkę z gór.
Ja nie jestem zwolenniczką przegrzewania dzieci. Jednak w lesie zawsze zimno jest bardziej odczuwalne ze względu na wilgoć. Dlatego nie jest przesadą ubranie ich przy -2st jak na -12st.
Co zabieramy?
Nasze wycieczki mają różną długość, o tej porze trwają do max. 2,5 godzin. Dlatego nasz ekwipunek nie jest ciężki.
Plecak: ech, to mój pierwszy plecak…. 25l, w sam raz. Przemierzył ze mną tyle kilometrów…. mam też nowy, ale do lasu wybieram oczywiście ten z metką „nieszkoda”
Karimata: wystarczy standardowa, nieco grubsza, nasza kosztowała ok 50zł. Czasami jej nawet nie rozkładamy, bo będąc w narciarskich ubraniach, można pozwolić sobie na siedzenie na ziemi.
Termos: 0,75l, zainwestowałam 100zł. Ciepły napój to podstawa. Zazwyczaj przygotowujemy w nim herbatę z czystka lub lipy, z dodatkiem imbiru i miodu. Jak to smakuje w lesie….ech!
Jeśli szykujemy się na piknik, to dzieci decydują o tym, co zabieramy. Kiedyś przegryzałam ogórki kiszone rodzynkami.
Plastry, chusteczki, scyzoryk-nożyk, krem na spierzchnięte usta.
Lornetka
Lupa
Kieszonkowy atlas roślin i zwierząt
Worek na śmieci (przy okazji wynosimy znalezione śmieci z lasu)
Oraz dobry aparat, który pozwala mi zachować w pamięci chwile, które dla mnie warte są znacznie więcej niż nowe i modne outdoorowe ubrania.
Tekst i zdjęcia: Barbara Zamożniewicz
3 Komentarze/y
Hela
Trochę odkopuję temat, ale dotarłam do tego wpisu poprzez blog Ekoeksperymenty 🙂 I powiem Ci, że marka „Nieszkoda” jest uwielbiana nie tylko przez moje dzieci, ale i też przeze mnie samą. Większość moich ukochanych perełek pochodzi właśnie z second-handu 😉
Pozdrawiam!
Wielki Zachwyt
Bo to genialna nazwa jest i idea 😉 <3 Pozdrawiam
Paulina
Ooo a ja wczoraj w końcu znalazłam w 'ciuchu’ kombinezon na mojego roczniaka aż za całe 6zł 🙂 pozdrawiamy ☺️