Bardzo mało czasu spędzamy na publicznych placach zabaw. Plusy życia na wsi i puszczania dzieci wolno na podwórko 🙂 Dlatego dosyć mocnym doświadczeniem było dla mnie kilka dni w Lublinie, na publicznych placach zabaw, na basenie, przy fontannie i w parku linowym, gdzie – naturalnie- są same rodziny z dziećmi. Tam zobaczyłam dopiero, jak bardzo różne podejścia mogą być do dzieci, jak różnymi wartościami mogą kierować się rodzicie i w jak różne sposoby ustalają zasady i granice. Oraz komunikacja jaka może być różna. Momentami było to dla mnie trudne, czasami brałam swoje dzieci na kolana i mówiłam sobie w głębi serca: „Ja tak Wam nigdy nie powiem, nigdy nie zrobię”.
Ostatnim punktem naszego pobytu w Lublinie był Rezerwat Dzikich Dzieci- pierwszy i jedyny Przygodowy Plac Zabaw w Polsce. Mogłam wejść tam za swoimi dziećmi i z aparatem. Nie będę ukrywać, że odczułam wielką ulgę będąc w miejscu, gdzie rodzice mają zakaz wstępu. Wśród dzieci, które decydują o sobie, czułam się jak w raju. Pewnie było mi także tak błogo, bo zrealizowałam swoje wielkie marzenie o doświadczeniu na własnej skórze, czym jest i co robi ta przestrzeń.
Raj dla dzieci
Lady Hurtwood, prekursorka Przygodowych Placów Zabaw, mawiała: „Lepiej złamana kość, niż złamane serce”. Lata temu przeczytałam te słowa i stały się dla mnie ważnym drogowskazem i wytyczną w kontekście ryzykownych zabaw i aktywności moich dzieci. Będąc w Rezerwacie miałam poczucie, że wszystko, co tu się dzieje, zbudowano dokładnie na tych słowach.
Dzieci się wspinają. Piłują. Przykręcają. Palą ognisko. Noszą ciężkie rzeczy. Rzeczy jest tu mnóstwo- wszystko się może przydać: stary autobus, dziecięcy wózek bez kółek, sterta palet. Nic nie jest oczywiste, nic nie jest gotowe, nic nie jest stałe.
Ile tu zostało zrealizowanych dziecięcych marzeń o bazach!
Wszystko dzieje się w przepięknym otoczeniu – starego ceglanego ogrodzenia, kipiących od zieleni wzgórz dookoła i w cieniu wielkich drzew, przy zapachu dziko rosnących ziół.
Jeśli gdzieś tam, wysoko, jest raj dla dzieci, to mogę się założyć, że wygląda właśnie tak.
Zabawa bez nadzoru rodziców
Rezerwat podzielono na dwie strefy: mniejszą buforową, gdzie mogą bawić się młodsze dzieci pod opieką (i odpowiedzialnością) rodziców oraz strefę ścisłą, gdzie rodzice już wejść nie mogą. W strefie tej mogą być dzieci w wieku 7-15 lat.
W części buforowej przygotowano dużą kuchnię błotną i kilka ciekawych instalacji do zabawy, są także leżaki i ławy do odpoczynku rodziców. Kilka dni temu zostały udostępnione tutaj także narzędzia i materiały do budowania, gdzie młodsze dzieci wraz z rodzicami mogą trenować się w majsterkowaniu.
Fundamentalną zasadą w Rezerwacie Dzikich Dzieci jest zakaz wstępu rodziców. I to jest tak DOBRE…
Strażnicy zabawy
W przygodowych placach zabaw na świecie pracują dorośli, których nazywa się playworker’ami. Ich rolą jest przede wszystkim wspieranie dzieci w procesie zabawy (gdy o to poproszą dzieci!) i dbanie o ich bezpieczeństwo. Myślałam o tym kiedyś, jak trudno znaleźć polski odpowiednik dla zawodu 'playworker’. I dopiero w Lublinie dowiedziałam się, że już to przetłumaczono: Strażnicy Zabawy. Wzruszyłam się, naprawdę się wzruszyłam, gdy to usłyszałam. I wiecie co? Z zachwytem ogromnym obserwowałam ich, szczególnie Pana Jacka, którego moi chłopcy poprosili o pomoc w realizacji wielkiego marzenia o „koparce z łyżką z tyłu i z przodu”. To było jedno z najbardziej inspirujących dla mnie- rodzica- doświadczeń, móc podpatrywać i podsłuchiwać, jak Jacek rozmawia z dziećmi, jak się zachowuje, jak mało mówi!
I muszę też powiedzieć, że kiedy się na Strażników Zabawy patrzy, są w jakiś cudny sposób odrealnieni. Jestem przekonana, że to dlatego, że żyją w innej -dziecięcej- rzeczywistości.
Kodeks honorowy
Choć Rezerwat oparty jest na fundamentalnej zasadzie swobody, to panują tam pewne reguły. Każde dziecko przed wejściem do Rezerwatu zapoznaje się z Kodeksem Honorowym i poprzez odbicie palca podpisuje, że będzie przestrzegał tych zasad. Zrobiło to na mnie naprawdę fajne wrażenie – ten symboliczny gest podpisu nawet w przypadku 7-latka naprawdę wiele zmienia.
Bardzo podobała mi się także tablica, gdzie wytłumaczono rodzicom podstawowe pojęcia – jak definiowane jest dziecko i dzikość 😉
Rezerwat dobry dla wszystkich?
Zadając sobie to pytanie, wracam myślami do rodziców i dzieci, które spotkałam w Lublinie w tych wszystkich publicznych przestrzeniach. I powiem tak: Rezerwat Dzikich Dzieci nie jest dla każdego rodzica, ale jest dla każdego dziecka.
Głęboko wierzę, że każde dziecko, bez względu na to, na jakim poziomie ryzykownej zabawy do tej pory operował, znajdzie tu dla siebie ciekawy fragment przestrzeni. Nie musi od razu budować 4-metrowej wierzy z palet, wystarczy, gdy pobędzie tutaj, coś nowego odkryje, coś nowego dotknie. Poczuje, jak wiele od jego aktywności zależy. Poczuje wolność kreacji. Takie doświadczenie może zmienić bardzo wiele w jego życiu. Jeśli więc masz wątpliwości, ale masz także w sobie ciekawość, spróbuj wybrać się tam z dzieckiem.
Natomiast rodzice, dla których- tak jak dla mnie- wartością jest swoboda, zabawa, Natura i prostota – będą czuli się wyśmienicie ze świadomością, że ich dziecko jest w Rezerwacie.
Rezerwat zaprasza
Rezerwat Dzikich Dzieci znajduje się w Lublinie, ul. Dolna Panny Marii 8
Czynny jest do 28 października 2018r.
Od wtorku do niedzieli (poniedziałek nieczynne).
Godz. 10.00 – 18.00
Wstęp bezpłatny
Rezerwat prowadzi: Pracownia Sztuczka; e-mail: sztuczka@ck.lublin.pl; tel. 81 466 61 47
Osobiście rekomenduję, aby planować pobyt dziecka w Rezerwacie na co najmniej 2 godziny. Jeśli dzieci wybiorą się swoją paczką, to jestem pewna, że 2h może czasami im nie wystarczyć. Widziałam okrutnie zasmucone dzieci, których rodzice wrócili po 3 godzinach.
Warto zaopatrzyć dzieci w napoje i przekąski, choć zespół rezerwatu dba o to, by w czasie upałów dzieci się nie odwodniły serwując wspaniałą lemoniadę. My załapaliśmy się także na pyszne kociołkowe danie z ogniska (co za miła niespodzianka!)
Więcej info: tutaj
Grupa fb Rezerwat Dzikich Dzieci dla osób zainteresowanych ideą: tutaj
PS.
Mam takie zdjęcie. Michał stoi na dachu wybudowanej w Rezerwacie 'koparki z łyżką z tyłu i z przodu’ (tej powyżej). Jego marzenie, jego koncepcja, pomagał brat Antek, Pan Jacek Strażnik Zabawy a nawet ja piłowałam. Takiej dumy na jego twarzy jeszcze nie widziałam, jeszcze nie udało mi się jej nigdy uchwycić. Ale wiecie, że nie pokazuję twarzy moich dzieci….ech.
PODZIĘKOWANIA
Serdecznie dziękuję zespołowi Rezerwatu Dzikich Dzieci, szczególnie Izie Śliwie za zaproszenie i możliwość zobaczenia na własne oczy Rezerwatu Dzikich Dzieci.
4 Komentarze/y
Joanna
Alez cudna sprawa!!!! Jaki swietny pomysl! I jeszcze bezplatne?!?!?!? Zazdroszcze tej mozliwosci doswiadczenia.
Wielki Zachwyt
Trzeba sprawdzić na stronie Rezerwatu Dzikich Dzieci, kiedy uruchamiają sezon letni 🙂
Anna
Pani Basiu, a co mowili ci rodzice na lubelskich placach zabaw?
Wielki Zachwyt
Pani Aniu, mnie nic 🙂 🙂 Ale swoim dzieciom dużo…
Najbardziej poraziło mnie co tata mówił swojej córce (myślę, że ok 9 lat), która wspinała się w parku linowym. Dotarła do przeszkody, przy której autentycznie się przestraszyła i straciła wiarę w siebie – tam takie zawieszone worki przeszkadzały przejść przez niestabilną drewnianą kładkę. Stawiała nogę na kładce i wracała, worki się rozbujały. A ojciec z dołu do niej: – po co tam stoisz? przytulać się do worków ci się teraz zachciało? idź! – trzeba było nie wchodzić, jak się tak boisz.
Dziewczynka ze łzami w oczach poszła dalej, my odeszliśmy, bo to było za dużo na moją wrażliwość :/