Pamiętam dokładnie moment, w którym uświadomiłam sobie własną ogromną rodzicielską ignorancję w sposobie wychowywania dzieci. Chłopcy siedzieli przed TV i oglądali akurat przerwę na reklamy na dziecięcym kanale, a my z mężem dyskutowaliśmy prośbę starszego synka (miał wtedy 5 lat), by kupić mu smartfon. Jego przyjaciółka właśnie dostała jeden na szóste urodziny. Moją pełną emocji wypowiedź o tym, jak skomercjalizowany świat niszczy nasze życie, jak my dorośli i dzieci jesteśmy duszeni przez media, które każą nam być idealnymi i posiadać dużą ilość rzeczy, mąż skwitował słowami: „Takie mamy czasy. Świata nie zmienisz”.

Rodzicielska decyzja

Te słowa mnie przygniotły. Wieczorem siedziałam w dziecięcym pokoju zawalonym klockami i mierzyłam się sama ze sobą, pytając, czy możliwe jest dać im dzieciństwo takie, jakie mieliśmy my: proste, radosne, lekkie, bez rywalizacji i poczucia bycia lepszym lub gorszym przez rzeczy, które się posiada.
Następnego dnia obudziłam się z gotową odpowiedzią: to wyłącznie od nas, rodziców, zależy jakie dzieciństwo będą miały nasze dzieci. Nie zależy to od telewizora ani od sąsiadów, a już na pewno nie od oczekiwań „tych czasów”. Za kilka dni ustaliliśmy limit jednej bajki dziennie, a za kilkanaście kolejnych zorganizowałam im pierwszą wyprawę do lasu.

3
Leśna sielanka

Już prawie rok jeździmy z dziećmi do lasu. Nie robimy tego każdego dnia, są okresy, kiedy nie pokazujemy się tam kilka tygodni i takie, kiedy jesteśmy niemal codziennie. Las u nas zagościł a my zagościliśmy w lesie. A gdy tam idziemy, nie zabieramy niczego, poza tym, co nam absolutnie potrzebne: napoje, przekąski, karimata. Czasami zdarzy się łopata lub wiaderko do wkładania skarbów. Dzieciaki turlają konary i siebie na dno okopu,  patykami kopią małe tunele- latem w mchu, zimą w śniegu a wiosną w błocie. Szczególnie młodszy Michał uwielbia leśne zabawki i z rozkoszą tonie w tej przestrzeni za każdym razem.

Kiedy u progu zimy patrzyłam na nas, byłam z nas dumna. Byłam szczęśliwa. Myślałam dużo o prostocie, jaka zagościła w naszym życiu (przynajmniej w obszarze wspólnego spędzania czasu). Rozczulałam się nad sobą przekonana, że znalazłam raz na zawsze sposób na moje macierzyństwo i sposób na ich szczęśliwe dzieciństwo. Aż nastała zima.

michal
Zimowy komercyjny horror

Zimą dużo siedzieliśmy w dom. Trudno zorganizować leśne wyprawy, kiedy kończy się pracę już o zmroku. Starałam się jak mogłam dać im możliwość zabawy na dworze, paliliśmy ogniska i wybieraliśmy się na nocne wyprawy nad staw. Jednak to wszystko w odczuciu starszego syna było z tygodnia na tydzień mniej interesujące. Jego uwaga kierowała się w zupełnie inną stronę.

Już w drugiej połowie listopada dobijały mnie pytania Antka „Mamo kupisz mi….?mamo ja chcę…!”. Grudzień pod tym kątem był koszmarem. Trzy razy zmienialiśmy treść listu do Św. Mikołaja negocjując jego zakres i tłumacząc, że Mikołaj może dać każdemu dziecku tylko jedną zabawkę i nie każdemu to, co sobie zamarzy, bo jest bardzo dużo dzieci na świecie. Nie chcecie wiedzieć, jak wyglądała mina Antka, kiedy po powrocie z przedszkola dnia 6 grudnia powiedział mi, że nie miałam racji, że Mikołaj daje wszystkie prezenty, jakie dzieci chcą i ile chcą. Nie chcielibyście widzieć też mojej miny w tym momencie.
Przed Bożym Narodzeniem przechodziliśmy przez podobny atak kupowania jeszcze raz. Reklamy, kolorowe gazetki wciskane przez listonosza i rozdawane w każdym sklepie doprowadzały mnie do szału i podsycały jojczenie syna. Poprosiłam Antka o zaufanie, by pozwolił mi zrobić sobie niespodziankę – jeden mały prezent okazał się strzałem w dziesiątkę.

A kiedy myślałam, że wszystko będzie już dobrze, nastały ferie. Niestety nie udało nam się wyjechać w wymarzone góry, ani nam, ani dzieciom z okolicy. Smartfony, tablety, filmiki na youtube, gry, piloty do telewizorów poszły w ruch między malutkimi rączkami kilkulatków. W rezultacie moje dziecko przez całe ferie pragnęło jednego: własny smartfon.

Nie chcę się rozwodzić na temat naszej wizyty w kinie na pewnej bajce z serii Lego, która rozbiła mnie na setki tysięcy kawałków. Musiałam go zabrać, bo wszystkie dzieci z sąsiedztwa tego dnia jechały do kina. Film dla dzieci bez ograniczeń wiekowych zrobił mi z mózgu wodę. Zawierał lokowanie produktu, dokładnie pewnej marki telefonu, uwierzycie? Do tej pory nie mogę się zebrać po tym doświadczeniu.

1

W międzyczasie pewna sieć sklepów wypuściła naklejki i maskotki warzyw i owoców, a kiedy z tego po setkach rozmów jakoś wyszliśmy pojawiły się one….kolorowe malutkie gumowe figurki  do przyczepiania na lodówce, w innej sieci sklepów, do której w ogóle nie chodzę. Dla mojego syna poszłam tam i zrobiłam zakupy. W zamian gumowa miniaturkowa truskawka i papryka oraz bezgraniczne szczęście mojego syna.

Do tego wszystkiego smog, a zaraz po nim wycinka drzew zgodnie z nowelizacją ustawy o ochronie przyrody.

Jestem dziwna

To, co zobaczyłam zimą, przytłoczyło mnie.

Po pierwsze zorientowałam się, jak wiele ludzi zdaje się nie widzieć związku między jakością swojego życia a Przyrodą. Przyroda nie jest im potrzebna, nie widzą jej i nie widzą lasu.

Po drugie, przestaję być już atrakcyjna dla mojego 6,5-letniego syna, atrakcyjniejsi są rówieśnicy a najbardziej starsi koledzy. I to oni mają na niego coraz większy wpływ zabierając go w obszary, w które ja nie pomyślałabym, aby go wprowadzić. Jak na przykład filmiki o pierdzeniu na youtube. To nieznane jest dla Antka ciekawsze, niż znany już las.

Po trzecie, rzeczywistość, w której przychodzi dziś dorastać moim dzieciom wykorzystuje do granic możliwości ich dziecięcą wiarę i dobro, a ja zdaje się nie mam skutecznego pomysłu, aby ich na ten świat przygotować. Metoda na las z mamą sprawdza się pięknie do pewnego momentu – wciąż w przypadku młodszego Michała, ale nie wystarcza już Antkowi.

Po czwarte, mój własny syn zaczyna widzieć, że to nie jest normalne, że jeździ się tak często do lasu, przecież żadna inna mama tego nie robi ze swoimi dziećmi. To zaczyna być dziwne, ja zaczynam być dla niego dziwna.

1a
Ucieczka w grupę

Szczerze, zima mnie zmęczyła. Były momenty, kiedy miałam ochotę uciec. Spakować ich i uciec do lasu. Ale wiem, że życie poza systemem nie jest dla nas – naszą drogą jest szukanie równowagi, korzystanie z tego, co oferuje XXI wiek i jednocześnie nie zatracanie siebie. Cieszę się, że jest już przedwiośnie, bo wraz z nim przyszła nadzieja i nowa energia. A zimowe załamania i wątpliwości doprowadziły mnie do miejsca, w którym zrozumiałam, jak ważne jest otaczanie się ludźmi, którzy myślą i czują podobnie. Otaczanie moich dzieci podobnymi dziećmi. Wspólne spędzanie czasu.

Dlatego rok 2017 będzie miał inną odsłonę. Więcej będzie w nim działania w realu i z większą ilością osób. Będę zachęcać Was do łączenia się i wspólnego spędzania czasu w Przyrodzie. Sama zainicjuję co najmniej jedno większe spotkanie osób, które czytają Wielki Zachwyt. Myślę o rozbudowie projektu „Zachwyt w Przedszkolu„, bo wiem, że w przypadku dzieci takich rodziców jak my, program leśny w przedszkolu stanowi duże wsparcie.

Zaglądaj tu często. Jeśli tak jak ja potrzebujesz otoczyć się – choćby wirtualnie – osobami podobnymi do siebie, dołącz do Grupy: Wielki Zachwyt. Wykorzystajmy nowe media, które teoretycznie odciągają nas od budowania rzeczywistych relacji między sobą jak i relacji z Naturą do zupełnie przeciwnego celu: łączenia się z ludźmi i wzmacniania swego kontaktu z Naturą. Może wspólnie stworzymy nie jedną ważną i dobrą inicjatywę, w trosce o świat, w jakim przyszło żyć naszym dzieciom. Moim marzeniem jest, by był to świat, który widzi las.

3

Skomentuj wpis

Zapisz się na newsletter

Please wait...

Dziękujemy za zapis do newslettera!

Wielki Zachwyt © 2024. Wszystkie prawa zastrzeżone. Wykonanie: ArkonDesign.

Sklep Bestsellery Ukryj panel