Zanim zostałam mamą z ciekawością obserwowałam inne rodziny i bardzo szybko wyłapałam, że podziwiam szczególnie te, w których dziecko od małego ma jakąś mniej lub bardziej sprecyzowaną pasję, zajęcie, które go absorbuje a rodzina to mocno wspiera. W okolicy mam rodzinę z kilkulatką grającą w tenisa, rodzinę w edukacji domowej, w której dzieci od najmłodszych lat muzykują. Ktoś pływa w basenie albo jeździ na zawody piłkarskie. Widziałam, że im jest łatwiej – mają pasję, mają cel, to organizuje ich rodzinne życie i daje dużo radości. Też tak chciałam. Patrzyłam długo na te malutkie istotki w moim domu i chcąc nie chcąc wywierałam na siebie presję: „No! A Ty, matko, jaki tutaj widzisz potencjał? Jak go wesprzesz? Jaki jest TWÓJ POMYSŁ NA MACIERZYŃSTWO?”
Z jaką ja ulgą odetchnęłam, kiedy znalazłam las.
Rodzicielstwo blisko natury
Pamiętam ten moment, przeglądałam jakieś amerykańskie blogi lata temu – zaraz po tym, jak sobie uświadomiłam, że w polskiej blogosferze zupełnie nie ma strony, która by mnie inspirowała. Szukałam czegoś, sama nie wiedziałam czego. Znalazłam wtedy We Are Wildness która zmieniła wiele z tego, co do tej pory miałam w głowie. Bo zobaczyłam, z jak małą świadomością i szacunkiem ja sama traktowałam Przyrodę i dostrzegłam ten ogromną czarną dziurę, w jaką nasz ludzki gatunek zmierza, żyjąc w oderwaniu od Przyrody.
Później szukałam dalej i dalej…. znalazłam pojęcia, które natychmiast we mnie zagrały:
„natural parenting” oraz „parenting by nature”.
No i teraz 🙂 🙂 nie wiem, co na to powiecie, jeśli sami posługujecie się terminem „rodzicielstwo blisko natury”, bo wydaje mi się, że wprowadziłam ten termin do Polski. Przez tygodnie szukałam bowiem dobrego tłumaczenia dla amerykańskich zwrotów (wszystko jest jakoś prostsze po angielsku), googlowałam, szperałam po książkach i nie znalazłam nic, co by pasowało. Nazwałam to „rodzicielstwem blisko natury” i jako takie opublikowałam na swojej stronie w 2016r.
Jednak to jest mało ważne. Najważniejsze, że wreszcie mogłam się do rodzicielstwa blisko natury na co dzień przytulić.
Łatwiej
Jest mi o wiele wiele łatwiej, od kiedy mam swoją rodzicielską oś. Wiem co jest dla mnie ważne. Wiem czego od siebie wymagać, a gdzie odpuścić. W czym i jak wspierać dzieci. Łatwiej jest mi wychwycić te momenty, gdy normalnie mogłabym wpędzić się w poczucie winy. Jak w zeszłe wakacje, kiedy dzieci latały po krzakach a mnie często nie udawało się ich umyć zanim przyszedł sen. Odpływały szczęśliwe, na kocu pod altanką, na karimacie przy ognisku. A ja z radością patrzyłam na ich brudne stopy i twarze, na których zapisany był cały dzień.
Nie złapały mnie wyrzuty sumienia, że dziecka nie przypilnowałam, kiedy Antek kończył zerówkę i nie umiał pisać i czytać. Bo wtedy potrafił rozpalić już sam w kominku i wspaniale wspinał się po drzewach. Lubił majsterkować. Wiedziałam, że pisanie przyjdzie. W ciągu pierwszego roku w szkole wszystko nadrobił.
Ze spokojem patrzę na to, jak przechodzą po powalonym drzewie nad strumieniem. Nie krzyczę, gdy ostrzą patyk scyzorykiem. Albo kiedy w zupełniej nocy biegają koło domku nad naszym stawem.
I nie czuję się już źle, gdy zamiast „zrobić coś kulturalnego tej niedzieli” wybieramy, aby znów iść do lasu (co nie oznacza, że wcale nie korzystamy z kultury). Już nawet wyrzutów sumienia nie mam, kiedy zamiast treningu Antek woli bawić się z przyjaciółmi w rowie.
Przyroda, relacja z Przyrodą jest dla nas jedną z najważniejszych spraw. I wiem, ile to jest dla nas warte.
Balans
Czasami myślę, że mogłabym więcej zrobić. Że to moje „blisko Natury” wcale nie jest aż tak blisko. Przecież mogłabym warzywa hodować i zrezygnować w domu z chemii. Mięsa zupełnie nie jeść. Telewizor wyrzucić. Uszyć wreszcie te torebki z firanek na zakupy i nie kupować kolejnej paczki klocków. Zabrać dzieci do edukacji domowej, zamiast próbować zmienić ich przedszkole i szkołę.
Może to kiedyś przyjdzie.
Dziś jednak coraz częściej dostrzegam wartość w tym, że przy całej naszej zwyczajności życia, pracy na etat, systemowej edukacji i dwóch samochodach w garażu potrafiliśmy tak zmienić swoje podejście do Przyrody i do rodzicielstwa. Że w tym XXIw. czas spędzany w Przyrodzie nie „przytrafia nam się”, ale że dajemy mu priorytet.
Nasza oś
Dziś, kiedy spojrzę na życie naszej rodziny przepełnia mnie radość, satysfakcja i też coraz częściej spokój. Wiecie dlaczego? Bo po tej zielonej osi stąpam nie sama, a cała nasza rodzina. Stąd czerpię siłę i motywację. Okazało się, że rodzicielstwo blisko natury było dokładnie tym, czego potrzebowałam i ja i mój mąż. To jest nasz styl. To jest w zgodzie z nami. Choć w wielu kwestiach nie jesteśmy jednomyślni (rety, w jak wielu), to tutaj pięknie wszystko nam się łączy. Wspierają to moi rodzice, dziadkowie naszych synów. A jak z tym jest dzieciom? O tym powiedzą mi pewnie za około 20 lat. Ale patrząc na nich dziś, mam wrażenie, że bardzo dobrze rozczytaliśmy ich potrzeby i że dobrze na nie odpowiadamy. Przynajmniej do tej pory 🙂