Antek od zawsze źle znosił rozstania. Jako niemowlak najchętniej cały dzień przytulałby się do mnie w chuście, a gdy po roku urlopu wróciłam do pracy i zostawał z babcią, rozstania te były długo przez niego opłakiwane. Gdy miał 4 lata nie udało się nam zrobić z niego przedszkolaka i po trzech miesiącach zrezygnowaliśmy. Mam sobie wiele do zarzucenia, kiedy wspominam tamte chwile. Niejednokrotnie pakowaliśmy i jego i siebie w pułapkę pod nazwą „przecież wszystkie dzieci już robią to i tamto”, co naprawdę wtedy wydawało nam się jedynym możliwym kierunkiem myślenia. Te przeklęte oczekiwania.

Jestem przekonana, że trudności Antosia wiązały się z ostrym atopowym zapaleniem skóry (AZS), które zdiagnozowano w drugim miesiącu jego życia. Od maleńkiego przeżywał więc frustracje choćby z powodu zakazu jedzenia słodyczy czy specjalnych posiłków w przedszkolu oraz chodzenia w długich rękawach podczas upalnego lata. Choroba powodowała, że był traktowany inaczej niż wszystkie dzieci dookoła. Z AZS żyliśmy jeszcze do zeszłego roku. W pewnym momencie zorientowałam się, że mój mały chłopiec zaczął tracić wiarę w siebie i pewność, że jest tak samo wspaniałym dzieckiem jak każde inne. Czuł coraz silniej, że jest z nim coś nie tak. Z żalem przyznaję, że nie potrafiliśmy wesprzeć go na tyle mocno, by przez czas choroby nie ucierpiało poczucie jego własnej wartości. A ponieważ jest przy tym niezwykle wrażliwym stworzeniem, nowe sytuacje i nowi ludzie go paraliżowali- mieliśmy więc dziecko, które nie chciało samo zostawać w piaskownicy u dobrze znanych sąsiadów, niechętnie rozmawiało z własnymi ciociami, a o występach podczas przedszkolnych akademii mogliśmy tylko marzyć.

I choć dziś Antek wciąż potrzebuje więcej czasu niż większość dzieci, by poczuć się dobrze w nowych sytuacjach i wśród nowych ludzi, to sposób w jaki zachowuje się teraz, a jak zachowywał się jeszcze rok, dwa lata temu, to jak przysłowiowa przepaść. Cieszę się, że bezpiecznie wszyscy siedzimy po jej drugiej stronie. A jest tu inaczej: są treningi piłki nożnej z zupełnie nowymi kolegami i jest też mikrofon, do którego w jeden styczniowy dzień przy pełnej sali różnych babć i dziadziusiów mówi się silnym głosem wierszyk.

Jak to się stało?

 

papros

 

Las  sojusznikiem w budowaniu poczucia własnej wartości

Najpierw zaczęłam sporo czytać, czerpiąc z różnych źródeł. Wpadło mi w ręce kilka naprawdę inspirujących podpowiedzi, wśród nich ta od Jaspera Juula, który zaproponował niezwykle prostą definicję poczucia własnej wartości: „Jestem w porządku i mam swoją wartość tylko dlatego, że istnieję. Pięknie powiedziane i proste! Przecież każde dziecko rodzi się z takim przekonaniem o sobie! Zaraz po tym, jak wykrzyczałam swój entuzjazm, zorientowałam się, że pojęcia nie mam jak w przypadku Antosia wrócić do tego poczucia sprzed lat. Co zrobić, by ponownie w taki sposób zaczął patrzeć na siebie i na innych? Niestety żadne poradnikowe artykuły nie przynosiły wielkich zmian i czułam, że to co robię, to zdecydowanie za mało.

Na szczęście pewnego dnia poszłam do lasu.

 

Mała dziewczynka w lesie

Nie osiągnęłabym takiej zmiany w Antosiu, gdyby nie to, że zmianę przeszłam sama. Aby on mógł poczuć się dobrze sam ze sobą, najpierw musiałam to poczuć ja. Ja- kobieta. Ja- matka. Ja- mała dziewczynka. To w lesie odnalazłam spokój i wyciszenie, które pozwoliło mi zobaczyć siebie z różnych stron i wyjść z pułapki nie bycia wystarczająco dobrą w zupełnie nowej sytuacji, w jakiej stanęłam- w macierzyństwie. Tak, nie czułam się wystarczająco dobrą kobietą, bo przecież kobiecość moja jakaś taka już po porodach mało kobieca. Dobrą matką? Na pewno nie, bo ani nie gotuję z przejęciem swoim dzieciom codziennie, ani nie spędzam z nimi 24h na dobę i przecież wybucham na nich złością. Mała dziewczynka Basia, ze swoją radością i akceptacją świata, a nawet czasami lubiąca siebie za to, jaka jest, przez ostatnie lata nie miała prawa wyjść z ciemnego kąta własnej duszy, schowała się tam, bo dorosła Barbara- matka i żona, uznała, że nie wypada słuchać tej małej. Dorosła Barbara zastawiła ten kąt pudłami wypchanymi różnymi zakazami, nakazami, chceniami, powinnościami i oczekiwaniami względem siebie i świata.

Dopiero smuga słonecznego światła, która prześliznęła się przez konary drzew w lesie i padła na moją twarz zachęciła mnie do wysiłku i wyjścia z zastawionego kąta na spotkanie z kimś nowym- sobą, która jest tu i teraz całkowicie ok, taka jaka jest. Każde to spotkanie daje mi niezwykłą siłę. Odżywia moje poczucie własnej wartości.

Z tymi przemyśleniami nie usiadałam jednak nad kartką, by skonstruować wielki plan, ani nie miałam niczego więcej za przewodnika jak własną intuicję i przekonanie, że Antek też to w lesie przeżyje. I stało się.

 

ja

 

Przyroda nie ocenia i nie oczekuje

Na łonie przyrody Antek poczuł się bezpiecznie. Wszystko co zrobił i robi, było i jest przez nią przyjmowane, takie jakie jest. O ile ja czasami nadam wartość pewnym jego działaniom, natura nie oceni tego nigdy- nie zgani, nie powie, że coś się jej podoba bardziej, a coś mniej. Ma tam przestrzeń do odkrywania, fantazjowania i tworzenia na swoich zasadach, co przynosi mu olbrzymią satysfakcję i najzwyczajniej w świecie sprawia, że jest szczęśliwy.

 ant_4

 

Przyjaciel Natury

W przyrodzie Antoś znalazł swoje miejsce. Czerpie olbrzymią radość z zaprzyjaźnia się z najmniejszymi istotami, które spotyka. Opanował przy tym umiejętność, której wiele osób bez względu na wiek po prostu mu zazdrości- umiejętność wypatrywania zwierząt. Ma tak niesamowitą spostrzegawczość! To dzięki niemu po raz pierwszy w życiu widziałam traszkę (wygrzebaną z głębokiej kałuży u sąsiada) jak i gąsienicę motyla Paź Królowej, a to już naprawdę w naszych rejonach niezwykła rzadkość. Tam, gdzie pojawia się Antek zaraz pojawiają się jakieś żyjątka.

 

2b

 5

 

Dziecięcy survival

Mam w sobie zgodę na dawanie dzieciom dużej swobody w zabawie w plenerze. Wiele z tych zabaw można by uznać za ryzykowne (i o tym mam ochotę wkrótce napisać). Widzę mnóstwo korzyści płynących z podejmowania przez dzieci ryzyka i jak na dłoni widzę, jak dzięki nim moi synowie poznają swój potencjał, swoje ograniczenia i silne strony. Pozwalając im na robienie rzeczy, których inne dzieci robić nie mogą (co szczególnie widoczne przy wspólnych zabawach), widzą, jak bardzo im ufam. Jeśli im się nie uda, pomagam wyprowadzić z tego wnioski i zachęcam do podjęcia ponownej próby.
Kiedy Antek miał nieco ponad pięć lat opanował sztukę rozpalania ogniska przy użyciu brzozowej kory i struganie patyków nożykiem. To robi nie lada wrażenie na starszych kolegach i często pomaga synowi szybciej nawiązać rozmowę lub włączyć się w zabawę z innymi dziećmi.

Patrzę z perspektywy czasu na słowa Jaspera Juula i uśmiecham się myśląc: Mam to!  Zrozumiałam i znalazłam swój sposób, by realizować, o czym Pan mówi Panie Juul!

 

5

6

nozyk

 

Fundament z drzewa i mchu

Niedawno przeczytałam, że poczucie własnej wartości jest jak fundament, na którym człowiek buduje siebie i swoje życie. Od tego fundamentu zależy absolutnie wszystko, co czeka dziecko w przyszłości. Zdarza się, że jest on zbudowany z byle jakich materiałów albo na mało stabilnym podłożu. Czasami jednak postawiony jest solidnie i w bezpiecznym otoczeniu, dzięki czemu konstrukcja ta udźwignie wielką budowlę przez kilkadziesiąt lat. Moim dzieciom fundament buduję z drzewa i mchu, w najbezpieczniejszym według mnie otoczeniu: pod koronami drzew i w bliskości z Naturą.

A Ty, z czego budujesz fundament swojego dziecka?

 

9

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Skomentuj wpis

Zapisz się na newsletter

Please wait...

Dziękujemy za zapis do newslettera!

Wielki Zachwyt © 2024. Wszystkie prawa zastrzeżone. Wykonanie: ArkonDesign.

Sklep Bestsellery Ukryj panel