No to za kilka dni się zacznie… Jak każdy rodzic mocno przeżywam fakt, że moje dzieci idą do przedszkola. Antek już kolejny rok, ale Michał dopiero zaczyna. Wyobrażam go sobie w tej grupie czyściutkich i poukładanych rówieśników (tak, często idealizuję inne dzieci i przedszkole) i…. widzę, że on tam nie pasuje. Swoją swobodą bycia, radością z jaką się brudzi, gołymi stopami i niesamowitą potrzebą biegania na golasa….nie pasuje…
Gdyby ktoś z Was pobył z Michałem choć przez godzinę, od razu by się zorientował, że ma do czynienia z dzieckiem pogodnym jak pierwszy dzień idealnych wakacji i otwartym jak ocean. Od którego naprawdę ja wiele się uczę.
Michał nigdy nie tłumi w sobie tego, co czuje i reaguje natychmiast. Mamy dzięki niemu w domu mnóstwo okrzyków radości i pisków fascynacji, czasami przeszywającego płaczu i rozpaczy, wybuchy śmiechu i natychmiastowe zasypianie na trawie, gdy jest zmęczony.
Pamiętam, jego pierwsze wyseplenione zdania, które wybuchały w mojej głowie jak fajerwerki:
Vol. 1:
– Michałku, chodź, ubieramy się.
– Ale ja nie chcę się ubierać. Jestem teraz smutny. Przytulisz mnie?
Vol. 2:
– Michał, dlaczego płaczesz?
– Bo chcę.
Właśnie skończył 3 lata.
Michał przez 3 lata swojego życia nie miał na stopach żadnego rodzaju kapci, papuci, trepków. Nie lubi nawet grubych skarpet.
Po przebudzeniu przez co najmniej godzinę biega nago. W lecie wybiega tak do kurnika po jajka albo na maliny. Generalnie, gdy jest ciepło (albo ledwo ciepło), kwestionuje sens ubierania się.
Bosymi stopami przecina ścieżkę wśród pokrzyw do sąsiadów po lewej, a do tych po prawej biegnie po kamieniach.
Lubi też chodzić tam, gdzie ścieżki się kończą i zaglądać w miejsca, gdzie nikt nie pomyśli, by zajrzeć. Ma przy tym pomysły, które bardzo szybko w innych okolicznościach przysporzyłyby mu łatki „łobuz”.
W czasie deszczu woli spacerować po trawie boso niż w gumiakach. I gdyby nie to, że ma atrakcyjną parasolkę, pewnie nie przeszkadzałoby mu wcale, że moknie.
Lubi kłaść się na trawie czy na podłodze. Robi to namiętnie nawet w kościele i sklepie. Zdaje się, że chce zobaczyć, jak wygląda w różnych miejscach niebo.
Uwielbia ziemię, wodę i błoto. Po co ograniczać tę przyjemność tylko do rąk?? Zabawa w piasku lub kałuży zaczyna się zatem od zdjęcia butów, skarpet a czasami i reszty.
Je tylko wtedy, gdy chce i nie ma sposobu, by namówić go na przyjęcie innej zasady.
Michał lubi robić to, co uważa dla siebie za właściwe.
Patrzę, jak bawi się w warzywnym ogrodzie swojej babci. Z tego co uznawałam za największą wartość w naszej relacji – z przestrzeni do samostanowienia i swobody odkrywania– na kilka dni przed 1 września rodzą się moje obawy.
Nasze dzikie dziecko idzie do przedszkola.
Proszę, trzymaj kciuki.
5 Komentarze/y
Kuba
Dobrze wiedzieć, że nie tylko moje dzieci są dzikie ? Coś mi sie zdaje, że zagoszcze tu na dobre.
Wielki Zachwyt
Zapraszam serdecznie. Przydałby się kolejny wpis o tym, jak Michał radzi sobie w przedszkolu. Temat dojrzewa…
magda
Misiek rulezzz ! 😀
Wielki Zachwyt
😉