Zabraliśmy do lasu moją przyjaciółkę Agatę. Harcerkę z krwi i kości. Było cudownie być z nią i zobaczyć, że wcale nie zwariowałam, że w harcerstwie metodyka jest podobna, a może jeszcze bardziej ekstremalna (10 – letnie dzieci same na noc w lesie? Muszę się z tym przespać, by zdecydować, czy mi się to podoba czy nie).
W każdym razie, bardzo cieszyłam się na ten wspólny wyjazd.
Antek był nieznośny. Dokuczliwy. Zaczepliwy. Dostałam dwa razy patykiem w tyłek.
Michałek wodą i błotem pryskał mi w twarz. A potem rzucał liśćmi do termosu.
Oczywiście, że się złościłam na nich, bo nie można było spokojnie pogadać. A przecież tak dawno nie rozmawiałyśmy. Jak zareagowałam? Pretensjami! „Co robisz” „Dlaczego mnie uderzyłeś” „Ja nie wiem co się z Tobą dziś dzieje”…
Moja czujność była uśpiona, bo energia i uwaga poszły na nasze 'dorosłe’ sprawy. Dopiero po powrocie do domu zrozumiałam, że po raz pierwszy zabraliśmy kogoś ze sobą do lasu… To zmieniło nasze relacje. Antek walczył o moją uwagę, którą przecież do tej pory musiał dzielić tylko z Michałem i z lasem. Mnie tak naprawdę w lesie nie było, nie w tym rozumieniu, do jakiego przywykli.
To mi przypomniało, jak cholernie trudnym wyzwaniem jest bycie rodzicem. Nie można się z tego wyłączyć, ani na chwilę.
A skutkiem zabrania harcerki do lasu jest pomysł zbudowania szałasu. Wkrótce to zrobimy. Ja – matka z siekierką, i oni kilkuletni ze sznurkami? Chyba jeszcze potrzebujemy konsultacji u Agaty, jak to zbudować.

4 Komentarze/y
magda
Pomysł świetny !!! aż mam motyle w brzuchu na myśl zostania na noc w tym szłasie!!! jak las brzmi w nocy !! to musi być cudne!!! trzymam kciuki 🙂
Wielki Zachwyt
No na noc to raczej za ostro 😉 Kiedyś robiłam podchody i bez wcześniejszej konsultacji i opracowania strategii jadąc z dziećmi w aucie powiedziałam do męża „Kiedyś pojedziemy do lasu w nocy z dziećmi, dobra?”, mąż: „Nigdzie nie jadę, ja się boję”. I po wszystkiemu 🙂